Ustka

Trochę ciepłych wspomnień… wakacyjny wyjazd sprzed ponad dwóch lat. Nie ma dużo do opisywania, gdyż w zasadzie przez te 9 dni ograniczyliśmy się do leniuchowania, spacerowania, wdychania jodu, moczenia nóg w zimnym, niestety, morzu i obserwowaniu mew oraz rybitw Jeśli ktoś jest zainteresowany, poniżej jest link do kilku zdjęć z owego leniwego relaksu.

[Pentagram Photon 434]

Łódka

Mała powtórka z rejsu po mazurskich jeziorach. Tym razem w gronie mieszanym.
Jako, że czas zatarł już niestety sporo wspomnień, nie będę się rozpisywał. Wspomnę tylko, że chętnie bym znów poczuł te miłe kołysanie i niepowtarzalny klimat żeglarskiej wyprawy. Koledzy?…

[Canon PowerShot A85, Canon EOS 350D kit]

Nic nie jest tak, jak być powinno

Idzie cień, ja za nim krok
Cały dzień i całą noc
Żadnych szans na to nie ma
By wyjść zza granic cienia

Słońca czerń pada na ziemię
Nie wiem dlaczego tak się dzieje
Księżyc już dawno blask swój utracił
Czy ktoś coś może na to poradzić?

Las miast zielony stał się niebieski
Kropki w „morsie” zmieniły się w kreski
Co było słodkie, teraz jest kwaśne
Gdy zgasną światła, od razu jest jaśniej

Mądrość odeszła, rządzi głupota
Lepiej się lenić, gdy czeka robota
Zamiast być lepiej, jest coraz gorzej
Czy jest gdzieś ktoś, kto pomóc może?

Marzenia minęły

Czyje to dzieło, czyja to wina
Że wszystko się kończy, co się zaczyna
Nic nie trwa wiecznie, wszystko ma kres
Bez wątpliwości, tak to już jest

Dlaczego nie można cofnąć czasu
Zrobiłbym to bez zbytniego hałasu
Zmieniłbym coś, coś bym naprawił
By teraz smutek mnie nie trawił

Marzenia me minęły, nie mam nic, do cholery
Czuję, że zostałem sobie sam

Wrzawa w głowie przerażająca
Myśl goni myśl i tak bez końca
Kiedy przeminie ten czas niemocy
Oby już wkrótce – dziś po północy

A jeśli niemoc zostanie na zawsze
Do końca życia, czułbym się strasznie
Szczęście to gwiazda, o blasku której
Ze wszystkich ludzi marzę najdłużej.

Marzenia me minęły, nie mam nic, do cholery
Czuję, że zostałem sobie sam

W sieci

Słuchaj, rusz się, mówię do ciebie
A on nie słucha, dalej się grzebie
Rusz się, szybko, czasu nie mamy
A on się grzebie, jakby zaspany
No dalej, naprawdę nie mamy czasu
A jego twarz pełna grymasu
Przecież do celu dojść musimy
Być może nigdy tu nie powrócimy

Walcz, walcz, walcz o siebie
Nawet gdy już nie masz sił
Walcz, walcz, walcz o siebie
Nawet gdy nie walczy nikt
Walcz, walcz, walcz o siebie
O to, żeby wolnym być
Walcz, walcz, walcz o siebie
By nie zabrał tego nikt

Czeka nas droga długa, daleka
Nie mamy czasu by dalej zwlekać
Musimy ruszać teraz, w tej chwili
Sensu w tym nie ma byśmy tu gnili
Ciężka to podróż, wyczerpująca
Bardzo daleka, niby bez końca
Dlatego w nas musi być siła
Aby ta podróż się szybko skończyła

Walcz, walcz, walcz o siebie…

A jeśli mostów nie zburzymy
Do domów swych być może wrócimy
I przypomnimy te czasy sobie
Kiedyśmy musieli stawać na głowie
Żeby coś zdobyć, żeby coś mieć
I tak wpadaliśmy wszyscy w tą sieć
Wpadaliśmy w nią jak małe dzieci
Nie było ucieczki już z tej sieci

Im bardziej wyrwać z niej się chciałeś
Tym bardziej się w nią zaplątywałeś
Jak mucha, co wpadła w pająka sieci
Już nie ucieknie z niej, już nie poleci
Ginęła biedna w brzuchu pająka
Większemu sytość, mniejszemu męka
Takie to właśnie prawo natury
Przeniesione do ludzkiej kultury.

Nikt

Niczego w życiu jeszcze nie dokonałem
Całe swoje życie dotąd przespałem
Nigdy takich ambicji nie miałem
Aby być dla kogoś ideałem
Wielu właśnie w ten sposób zawiodłem
Innym na pewno niechcący pomogłem
Zerem dla jeszcze innych byłem
Niektórzy mówią, że zycie spieprzyłem

Co wszyscy inni mogą o tym wiedzieć
Oni nie muszą w tym gównie siedzieć
A ja ten syf cały dobrze znam
Siedzę w nim zupełnie sam
I niech życzliwi mi nie pierdolą
O tym co dobre, co oni wolą
A ja, choć głupi, sam wybiorę
Bo najważniejsze, to żyć z honorem

Dlatego nie tym gardzić trzeba
Co wszedł na drzewo i nie może zejść z drzewa
Tylko ten pogardy twojej jest wart
Co nie chciał przyjąć losu kart
I porwał karty i odszedł z gry
To on właśnie był ten Nikt
A ci, co chcą, niech po nim płaczą
Że nigdy więcej go nie zobaczą

On wolał skończyć i ulżyć sobie
By nic nie stawało mu na przeszkodzie
A o swych bliźnich nie chciał pomyśleć
A oni cierpią i muszą z tym żyć
Ja gościa takiego olewam po prostu
Bo każdy by skończyć powodów ma sto
Lecz nikt nie rozbija swej głowy na murze
Tak robią tylko pieprzone tchórze

A gdybym ja się tchórzem okazał
Słuchaczko, słuchaczu! Byś o tym pamiętał
Że miałem karty uczciwie rozdane
Lecz zrezygnowałem i wszystko przegrałem
Przypomnisz sobie co tutaj słyszałeś
I wyprzesz się, że kiedyś mnie znałeś
Bo jestem tchórzem, że większego nie ma
Olałem wszystkich i gardzić mną trzeba.

Dno

Nawet nie pytaj jaki dziś dzień
Mój umysł oszalał już gubię się
Z mojego mózgu już leci para
Choć nie pracował to nie wyrabia

Jaki dziś dzień a jaki miesiąc
Wczoraj wiedziałem mógłbym przysiąc
Jak się nazywam tego też nie wiem
Byłem człowiekiem a jestem zerem

Jestem zerem a może i gorzej
Teraz już nic mi nie pomoże
Zresztą pomocy szukać nie będę
Lepiej niech zwiędnę lepiej niech zwiędnę
Ja sobie na to zasłużyłem
Niech wszyscy odwrócą się do mnie tyłem
Nie chcę współczucia nie chcę litości
Niech po mnie zostaną same kości

Zostaną kości i nic więcej
Lepiej niech umrę jak najprędzej
Mam jeszcze jedno ostatnie życzenie
Żebym miał grób a na nim kamienie
Trumna moja niech będzie skromna
Wygląd nie ważny ma być wygodna
Nie płaczcie też na moim pogrzebie
I tak po śmierci nie będę w Niebie.

Wolność

Czy jest dzień, czy jest noc,
to nie ważne jest.
Bierze worek, bierze koc
i wyrusza w świat.
Bez pieniędzy, bez niczego
chodzi tak bez celu.
Że jest głupi i szalony,
mówi o nim wielu.

Strach jest jego ojcem,
więc się go nie boi,
a matką jest wiara,
więc szczęśliwy jest.

Jedni mówią: żyć bez domu
rzeczą straszną jest.
Inni: nie mieć przyjaciół,
gorsze nad to jest.
Jego domem jest cały świat.
Dla niego świat nie ma krat.
Przyjaciół jego nie sposób zliczyć.
Ptaki i drzewa – on z nimi śpiewa
i dla nich tylko chce żyć.

Pogoń za czasem

Na koniec świata chciałeś dojść.
Chciałeś dojść tam, gdzie ja
Lecz nie udało ci się, no i co?
No i co zrobisz teraz?

Na góry szczyt chciałeś wejść
Chciałeś wejść tam, gdzie ja
Lecz nie udało ci się, bo spadłeś
No i co zrobisz teraz?

Na morza dno chciałeś zejść
Chciałeś zejść tam, gdzie ja
Lecz nie udało ci się – utonąłeś
No i co zrobisz teraz?

Wielką jaskinią chciałeś dojść
Chciałeś dojść tam, gdzie ja
Lecz nie udało ci się – zabłądziłeś
No i co zrobisz teraz?

W wielki ogień chciałeś wejść
Chciałeś wejść tam, gdzie ja
Lecz nie udało ci się – spłonąłeś
No i co zrobisz teraz?

Tak wysoko chciałeś wzlecieć
Chciałeś wzlecieć tak, jak ja
Lecz nie udało ci się, bo spadłeś
No i co zrobisz teraz?

I nie możesz mnie dogonić
Bo za mało sił jest w tobie
I nie próbuj nawet myśleć
Żeby przegonić świat